Powiedział, że jadą jeszcze obejrzeć kilka aut i jak nie znajdą nic ciekawszego to się odezwie.
Nie odezwał się aż do poniedziałku, mówi, że chce wziąć go na stację diagnostyczną, na to ja że nie ma problemu, umówiliśmy się na środę.
Musiałem znów wyczyścić samochód, pan z przeglądu oglądał, sam był ździwiony, że turbina sucha, silnik suchy, zawieszenie i hamulce bardzo dobre i przyczepił się do tylnej belki. Że źle mu wychodzi na przyżądach, że tego się nie koryguje i mnie pyta czy mi auto nie ściąga albo nie wyrzuca na zakrętach (!?) Odpowiadam zgodnie z prawdą że nic kompletnie takiego nie ma miejsca. Nie mniej chłopaczek podchwycił temat i diagnosta zaczął swój monolog jakie to niebezpieczne itp.
Wybraliśmy się na jazdę próbną, wziął się przejechał, pytał mnie jeszcze o to samo co diagnosta to mu znów odpowiedziałem że jest ok i sam chyba widzi jadąc, no tak tak.
Oczywiście przy każdym spotkaniu próbował targować się o cenę.
To on jutro będzie miał pieniądze. Nadeszło jutro, znów zawaliłem plany i czekam na telefon, wkońcu koło godziny 19:00 dzwonię do typa a tu telefon już nie odbiera, miałem 2 numery to pod żadnym nie odbierał. Zadzwoniłem trochę później tego dnia z innego numeru to się chyba domyślił i znów nie odbierał i kontakt się urwał :/
Tyle zawracania d**y, auto doskonałe technicznie i blacharsko i żeby było ciekawiej to opowiedziałem w serwisie to zbesztali diagnostę, że tym sprzętem co to sprawdzał to nie wyjdzie coś takiego dokładnie i że korekty belki da się w pewnym stopniu dokonać. No ale nic mi po tym. Byłem o tyle zły, że autu naprawdę nie sposób coś zarzucić.
I teraz sytuacja z BMW które ogłosiłem do sprzedaży w poniedziałek bodajże. Dzwoni gość z Warszawy i pyta o samochód. Mówię, że mechanika cacy, kupa kasy poszła ale do wymiany progi i podłoga no i ogólnie rdzawki są na budzie. On nie zrażony na to, że to do KJSów dla syna to nie ma problemu ważne że ma glebę, rozpórkę i chipa i dużo nowych części. Telefonów było co nie miara - od niego, od syna, nawet zaliczkę przelali 200 zł. Dosłałem im masę zdjęć (również progów itd). W czwartek oznajmili, że przyjadą.
Ponieważ chcieli auto jak najtaniej to zamieniłem na ich życzenie koła z letnich srebrnych na zimowe czarne podjechane.
Przyjeżdżam w umówione miejsce. Pierwsze co pan Warszawiak zaczyna marudzić, że uszczelki przy szybach są poszarpane, mówię mu, że w coupe to częsta przypadłość ale w niczym to nie przeszkadza, on do syna, że będzie mu deszczówka lecieć na głowę podczas jazdy (

Następne pytanie - gdzie jest radio?! No to ja mu odpowiadam, że w ogłoszeniu nie zaznaczałem na wyposażeniu radia, przyjechał pan kupić samochód a nie radio. Wielki bulwers nastąpił. Pokazuje mu, że środek jak nowy itd ale on mnie nie słucha. Zaczynają oglądać progi i że skorodowane, że podłoga zardzewiała, że trzeba to będzie robić - no to ja mówiłem Panu przez telefon, że te rzeczy są do zrobienia.
Otwieram maskę a on ryknął wręcz - czemu pan umył silnik?!
No to mu odpowiadam spokojnie, że silnika nie myłem tylko wytarłem plastikowe elementy gdyż zawszę to robię po umyciu auta. Pokazuję głębiej - niech Pan zobaczy, wszystko suche i zakurzone ale nie chciał patrzeć.
Jego syn złapał za klamkę pasażera i pyta ojca - co to takie tłuste? Ojciec oczywiście odpowiada - picowane do sprzedaży. Myślałem, że mnie coś zaraz trafi - znów mu mówię, że zawsze nabłyszczam listwy, felgi i opony po myciu. Stwierdził, ze cieknie spod silnika, Proszę pana - autem byłem 30 minut temu na myjni, może z niego gdzieś kapać. Nie nie, cieknie z silnika. Ok
Staje i mówi - nie weźmiemy tego auta, za bardzo skorodowane. Poza tym wymienił pan przez rok 40 rzeczy to znaczy, że napewno drugie 40 się zaraz zepsuje. Gość zaczął mnie już denerwować, po czym dodał dla mnie to auto jest warte 2500 zł. Opuści pan tyle z ceny?
Na to ja mu, że sam silnik ze skrzynią jest tyle wart to się dziwnie spojrzał.
Mówię dalej - powiedział pan, że to nie na codzień tylko do KJSów to wystarczy obspawać podłogę, ewentualnie wyciąć część i wspawać nową. Natomiast to co ważne czyli mechanika są super. Nie znajdzie Pan za 5900 zł auta w którym i silnik i buda są zdrowe, na taki samochód musi Pan wydać przynajmniej 10 000 - 12 000 zł, znów jakby spojrzał na mnie martwym wzrokiem niedowierzania czy kij wie czego.
Syn chciał się jeszcze przejechać no to zostawiliśmy ojca na parkingu i pojechaliśmy. Oczywiście pełen ogień, zmiany biegów wyglądały tak jak by chciał wyrwać dźwignię robiąc to bardzo agresywnie i dość destruktywnie dla synchronizatorów. Zawrócił na skrzyżowaniu bokiem i mówi- no szpera jest. I znówu pałowanie silnika i skrzyni. Pobujał auto kierownicą lewo, prawo i mówi, że mechanicznie jest wszystko dobrze.
Wróciliśmy, powiedział to ojcu jednak ojciec znów zaczął mi wyskakiwać z cenami na poziomie 2500 zł i że inaczej to się nie opłaca. Powiedziałem, że może kupić zdrowe nadwozie za 2000 zł i zrobić przekładkę ale z tego co się zorientowałem to obaj liczyli, że kupią idealny samochód za 5900 zł i nic nie naprawiając bedą nim latać w KJSach.
Do tego sam powiedział, że cały środek idzie OUT i będzie tylko kubełek to co mu przeszkadza, że uszczelka jest naderwana!!
Zapytał mnie jeszcze czy ktoś inny z okolicy nie ma na sprzedaż E36, pierwsze co sobie pomyślałem, to Wasze auta czyli Czołga, Brzeszczota, Mugena, Totala............ ale to są samochody warte dwukrotnie kwotę tego co on chce wydać więc to pytanie mnie raczej rozbawiło i odparłem że nie ma.
Na koniec zarządał zwrotu zaliczki, to nic, że miałem inne telefony i powiedziałem tym ludziom, że jest klient i że muszą poczekać parę dni. Oddałem mu wkońcu połowę i pojechali.
Nastawienie ludzi jest miażdżące, każdy chce kupić auto za pół darmo i żeby było w stanie salonowym albo blisko tego. Zaczynam powoli rozumieć, czemu ludzie zostawiają nawet za mniejsze pieniądze samochód w rozliczeniu przy kupnie nowego - nie chcą się szarpać z dziwakami którzy dzwonią i zawracają czas i nerwy z ogłoszeń.