Jestem w pracy, moknę, po czole i po karku nieustanie płynie deszczówka. Dziś nie padało! dziś nie siąpiło! dziś lało , a ja przygotowuję sieci do wysadzania, co prawda szkolnego ale równie ciekawego jak bojowe. Trzeba dodać, że jeśli już przemokniesz cały to masz w du*** całokształt i po prostu robisz swoje. Zakończyłem przygotowania i dzwoni telefon.
Moja Żona:
F: Co tam??
MŻ: Wiesz co się stało?
F: No nie, (ale w głowie kłębią się sceny grozy)
MŻ: Złamałam klucz GERDY i został w drzwiach (w głosie pełna agresja)
F: Czy to jest wykonalne? Jak Ty to zrobiłaś!
MŻ: no tak po prostu zamykałam i pękł.
F: Dobra spoko ogarnę, zamknij drzwi na ,,górny" i leć do pracy. Buziol
MŻ: Nie zrobisz nic bo klucz nie wystaje nic, a nic został głęboko wewnątrz zamka!
F: Spoko mam plan (żadnego nie miałem, ale niekonwencjonalne rozwiązania to moja specjalność)
MŻ: Ok do zobaczenia wieczorem Pa...
F: Pa...
I tak sobie siedzę i moknę, kolejne strugi deszczu zalewają mnie od stup do głów. Siedzę na kołku wpatrzony w ziemię i myślę o tym kluczu. Oczyma wyobraźni widzę jak wygląda sytuacja z zamkiem. Pierwsza myśl: Może być grubiutko, bo ciekawe w którym momencie się złamał? jak były drzwi już zamknięte czy jeszcze otwarte?? Założyłem, najgorszy scenariusz, że klucz został w drzwiach gdy zamek był już ,,zamknięty"
I dalej myślę, jak go wydostać, bo może być słabiutko i nagle żarówka. Przecież Świrek ma taki mega mocny magnez który, przyciąga wagon kolejowy po szynach z metra bez problemu. I załatwione, ciach ciach po pracy do domu i zwycięstwo, już czułem tą dumę jak zostaję bohaterem w swoim domu.
Gdy zegarek wskazał trzecią trzydzieści wpadam w ///M i lecę, szybki przelot do Świrka i w dom, tak aby na powrót Agaty wszystko już było naprawione, a ja niczym rycerz na białym koniu wybawię drzwi, zamek i dom od problemu, no i Żonę.
Jestem już pod drzwiami, i już pierwsza bitwa wygrana. Klucz pękł przed przekręceniem zamka więc na spokojnie otwierając ,,górę" wpadam do domu biorę psa pod pachę lecę po schodach, bokiem z klatki, psa pod drzewo. Ceremonia oddawania moczu błyskawiczna, oczywiście ze strony psa i powrót.
I oto jestem, siedzę na wpół klatce, na wpół w domu na krześle i wyciągam potężny magnez, który ma mnie wybawić z problemu, ale?? Słabiutko magnes porusza końcówką klucza ale nie na tyle aby go wyciągnąć. I tu myśl! Trzymają go zapadki?!
Wykręcam zamek, mam już go w ręku i delikatnie stukam kluczem, przykładam magnez do zamka i łoo pół klucza wbija się w magnes z charyzmatycznym dźwiękiem sztombrrry. I sukces, znów na szczycie i jak mogła we mnie nie wierzyć pfff, no cóż skoro wyciągnąłem złamany klucz to i zamek jest dobry więc zakładam.
Wkręciłem zamek cała operacja na otwartych drzwiach. Wkładam klucz przekręcam i wszystko ok, ale jakoś troszkę ciężej chodzi...eee coś nie tak, wykręcam sprawdzam?! No ok wszystko. Wychodzi sąsiad nr.1:
S1: Siema Damian co tam??
F: A wiesz klucz Agacie pękł w zamku, ale już naprawiłem, siadaj na fajkę pogadamy bo ja tu jeszcze trochę pokręcę.
S1: No ok.
Więc wkręcam zamek jeszcze raz, kręcę zamkiem i tak coś ciężko, mówię do sąsiada weź pokręć, nie wydaje Ci się jakoś ciężko??
S1: No może trochę. Spróbuj zamknąć drzwi i wtedy może coś tam haczy.
F: Nie nie nie. Ja zostaję w środku i Ty mnie zamknij bo jak coś pójdzie nie tak to od środka otworzę.
I tak zrobiliśmy, zostałem w środku i patrzę/słucham co się dzieje, a S1, zamyka od zewnątrz drzwi, krzyczy, że na raz może przekręcić ale na dwa już nie, ok otwieraj no i otworzył drzwi, wychodzę i zamykam ja, obaj stoimy na zewnątrz. Przekręcam zamek raz, przekręcam drugi raz, ale nie mogę! cofam klucz i wyciągam i nagle....Wypadają razem z kluczem wszystkie mikroskopijne zapadki!! Stoję i na cały głos krzyczę qr** TO NIE MOŻLIWE!!!!
stoję i nie wierze jak to się stało, klucza już nie mogę włożyć, zamek ani nie drgnie qr** NIEEEEE!!
Oczywiście na klatce schodowej zostałem z jednym śrubokrętem i paczką fajek:
S1: Stary damy radę, skoczę po narzędzia.
F: Czy Ty widzisz jakiej firmy jest ten zamek!
S1: Spoko zaraz wracam!
Wychodzi i w ręku trzyma młotek do tłuczenia mięsa.
F: Stary czy Ty się wyspałeś dzisiaj?, albo może spadłeś z łóżka? w nocy?
S1: Zapomniałem, że syn zabrał mi narzędzia bo ma remont.
Dzwonię do teścia i słabiutko nie ma Go, Szwagier po za zasięgiem, więc podsumowując mam drewniany młotek do tłuczenia mięsa, płaski śrubokręt i kilka fajek. Myślę, zawsze byłem MacGiverem, ale żeby z drewnianym młotkiem na zamek GERDY ?! polegnę!
Wziąłem śrubokręt i zaczynam nierówną walkę, po prostu nie wierząc, jak do tego doszło!
walę, tłukę, kręcę, wbijam i przychodzi sąsiad numer 2.
S2: Co się tu dzieje??
F: Pieczemy bułeczki, ale zabrakło nam mąki...No drzwi się zamknęły i ch*j!!
S2: Czekaj idę po wiertarkę.
F: łooo grubiutko!!
Przychodzi sąsiad nr 2 z wiertarką i wiertłami. Podchodzi patrzy oooo nie, to GERDA! to słabo będzie, nie damy rady...
Co nie damy rady, dawaj ta wiertarkę i lecimy....!!
Więc już w trójkę walczymy z zamkiem. Wiercę, wiertła się palą, wiertarka się pali ja już się palę z nerwów, ale nie przestaję, walczę z dobre pięć minut, i wywierciłem 2 mm!!
Mówię ale za***isty zamek kupiłem, duma wymieszana z masakrą psychiczną doprowadziła do tego, że po drugiej próbie wiercenia, nerwy mi puściły i mówię odsunąć się wypier*olę te drzwi z futryna!!
Po chwili gdy sąsiedzi odradzili mi ten czyn, sami wzięli się do pracy. Mówię do S1. Zrobisz kawkę bo słabnę??
S1: Jasne zrobię
S2: Też poproszę.
Wywierciliśmy może centymetr, i poleciały już cztery wiertła, zostało jedno. Delektując się kawą miałem mizerną minę, bo wiedziałem, że skończy się klęską. S2 zabrał się za wiercenie, szturchnął mnie łokciem i wylałem mu kawę na plecy w czasie wiercenia, tak się spiął, że ze strachu połamał wiertło, a mnie piznął prostując się z bańki w czoło. Tak wyłapałem, że pierwszą myślą był : NOKAUT, ale ustałem na nogach.
Wchodzi Agata po schodach:
A: A co jest??
F: Pieczemy ciasteczka ale zabrakło mąki?!
A: Ale śmieszne co się stało??
F: Się zamek zamknął i ooo
A: qr** no nie!
F: Ale walczymy. Jedz do LEROY MERLIN i kup cały zestaw do drzwi.
Wiercimy dwie i pół godziny, wiertła podrzucił S2 z samochodu, wkładka wypadła. Mówię Panowie stuknę młotkiem do ,,klepania mięsa" to wypadnie!
Wkładam śrubokręt w wywiercona dziurę, biorę zamach i z całej siły walę w śrubokręt i co?? Śrubokręt pęka młotek wali mnie w rękę i SR*M z bólu...O nie tak nie będzie!! wkładam pęknięty śrubokręt ustawiam, jeszcze raz biorę zamach walę raz, drugi, trzeci, pęka młotek urywa się rękojeść i trzonek wali S1 który świecił za mną latarka prosto w maskę. S2 mdleje ze śmiechu, a ja zbieram S1 z podłogi...żyjesz?? masz zęby?? masz! to git świeć dalej.
Wywaliłem wkładkę i patrze i nie wiem co mam dalej robić drzwi zamknięte i du** zbita?!
wkładam śrubokręt w lukę zamka i drzwi odskakują. Radość niesamowita!

Wpada Agata kupiłam wszystko...
Ok to zakładamy....i
Wkładka nie ta, klamka nie ta, zamek nie ten, dobra.... słabo, medyka...szybko. Jutro sam pojadę kupię.
W sumie jeszcze w to nie wierzę, i chyba to do mnie nie dociera ale prawie się pozabijaliśmy z tym zamkiem i ledwo daliśmy radę.
Nie wiem co mam napisać, aby wytłumaczyć jakie dokładnie uczucia towarzyszyły mi w czasie całej akcji, jedno jest jednak pewnie i do zapamiętania.
Jeśli młotek który masz w ręku jest drewniany, to wiec że osoba która stoi za Tobą podczas gdy go używasz powinna utrzymywać stały i stabilny kontakt z dentystą:D